Radosław Botev

Polityka lokalna, gmina Mszczonów

Przejdź do głównej strony o polityce


Poniżej zamieszczam teksty mojego autorstwa, rozprowadzane na terenie gminy Mszczonów i gmin sąsiednich na łamach dawnego ''Prostownika Mszczonowskiego''.

Aktualnie działa nowa gazeta - Echo Mszczonowa


Prostownik Mszczonowski, Nr 10/22, listopad 2010

Kto rządzi Spółdzielnią Mieszkaniową?

W świetle obowiązujących przepisów władzami Mszczonowskiej Spółdzielni Mieszkaniowej są Rada Nadzorcza i Zarząd. Ostatnie wydarzenia w Mszczonowskiej Spółdzielni Mieszkaniowej wskazują jednak, że centrum decyzyjne znajduje się poza zasięgiem spółdzielców. Przekonali się o tym członkowie Rady Nadzorczej - teoretycznie najwyższej władzy Spółdzielni.

Stosując zasadę proporcjonalności można na podstawie danych z ewidencji ludności miasta i gminy Mszczonów wyliczyć, że mieszkańcy MSM winni być reprezentowani na forum Rady Miasta przez 4 radnych. Tak się jednak dziwnie składa, że zgodnie z dotychczasowym zwyczajem 2 kandydatów na radnych wystawiała Spółdzielnia (czytaj: prezes Spółdzielni Wojciech Horbot i kierownik Krzysztof Krawczyk), zaś 2 pozostałych po ich wskazaniu przez burmistrza wystawiał komitet wyborczy Józefa Grzegorza Kurka.

W tym roku Rada Nadzorcza, wychodząc naprzeciw sugestiom mieszkańców i głoszonym hasłom „czas na zmiany”, zdecydowała utworzyć komitet wyborczy MSM i wystawić własnych kandydatów na radnych. Zgodnie z dyspozycjami Rady Nadzorczej Zarząd Spółdzielni utworzył komitet wyborczy MSM, a następnie zarejestrował na radnych z MSM… a jakże - nikogo innego, jak Wojciecha Horbota i Krzysztofa Krawczyka! W ten oto sposób prezes MSM wraz ze swoim zastępcą sami siebie wystawili na radnych, ośmieszając Radę Nadzorczą - czyli swoich pracodawców.

Z rozmów z mieszkańcami MSM wynika, że to burmistrz Kurek wraz Przewodniczącym RM Koperskim ustalili, by z MSM do RM startowało dwóch kandydatów - Horbot i Krawczyk. Pozostałe 2 mandaty burmistrz obsadził swoimi ludźmi: radnym z ponad 30-letnim stażem (2 kadencje w PRL-u) Ryszardem Stusińskim i osobą „życzliwą” burmistrzowi Barbarą Gryglewską.

Biorąc pod uwagę ingerowanie burmistrza w komitet wyborczy MSM, czyli ustalanie liczby kandydatów na radnych z ramienia MSM, a także fakt, iż to burmistrz Kurek jest etatowym członkiem Rady Nadzorczej Geotermii Mazowieckiej, dostarczającej energię cieplną MSM, i nadzoruje Prezesa Balcera, nasuwa się wniosek, że Spółdzielnią rządzi nie powołana do tego celu Rada Nadzorcza, tylko jak zwykle - naczelny wódz Mszczonowa burmistrz Kurek. Nic więc dziwnego, że MSM godzi się na wysokie opłaty za energię.

Co z tym fantem zrobi Rada Nadzorcza? Jeśli Rada nie potrafi zdyscyplinować prezesa i kierownika, to chyba najlepiej zrobi, kiedy się rozwiąże i oszczędzi wszystkim wstydu.

Radoslaw Botev


Prostownik Mszczonowski, Nr 9/21, październik 2010

Dlaczego kandyduję?

Zbliżają się wybory samorządowe. Już wkrótce mieszkańcy gminy Mszczonów wybiorą swoich przedstawicieli na najbliższe cztery lata. Niektórzy zadają sobie jednak pytanie, po co właściwie mają brać udział w wyborach, a zwłaszcza po co mają głosować na opozycję, skoro – jak twierdzą burmistrz Józef Grzegorz Kurek i przewodniczący Rady Łukasz Koperski – dotychczasowy rozwój miasta i gminy możliwy był tylko dzięki jednomyślności obecnych Radnych (czytaj: ślepej zgodzie Radnych na wszystko, co każe im uchwalić burmistrz Kurek).

W tym miejscu pozwolę sobie krótko wyjaśnić, do czego właściwie służy Rada, a jaką funkcję powinien w gminie pełnić burmistrz. Otóż – wbrew temu, co obserwujemy w naszej gminie – to obowiązkiem radnych jest stanowienie prawa, a nie burmistrz ma sobie wymyślać szkodliwe i niezgodne z prawem uchwały, których potem (na szczęście!) nie umie obronić u wojewody czy w sądzie administracyjnym. To radni mają uchwalać dobre prawo zgodnie z wolą mieszkańców gminy, a obowiązkiem burmistrza jest wykonywać uchwały Rady.

Z coraz większym niesmakiem słucham zatem władz naszej gminy, które nie przepuszczają żadnej okazji do publicznych wystąpień i autoreklamy i – tak jak ostatnio na odpuście w Lutkówce – chwalą się, jak to dobrze, że Rada Gminy Mszczonów jest zawsze zgodna w swoich decyzjach. Rada nie ma być miejscem ślepego posłuszeństwa wobec burmistrza – ma być miejscem twórczych sporów o przyszłość i kierunek rozwoju naszej gminy. Tylko wejście do Rady przedstawicieli opozycji zapewni prawdziwie demokratyczną władzę w naszej gminie. Spory w Radzie są potrzebne – Rada ma reprezentować mieszkańców i tak jak podzielone są opinie wśród mieszkańców gminy, tak na posiedzeniach Rady powinny się ścierać różne poglądy.

Nie może być tak, aby burmistrz – niczym król w monarchii absolutnej – uzurpował sobie pełnię władzy w gminie: władzę prawodawczą (wymyśla wygodne dla siebie prawo i każe je uchwalić Radnym), sądowniczą (rozsądza, komu wolno, a komu nie wolno mieszkać w gminie) i wykonawczą (co akurat wychodzi burmistrzowi najgorzej).

Rada Gminy nie może być bierna wobec swawoli i żądzy władzy burmistrza. Dlatego zdecydowałem się kandydować na radnego i zadbać, aby Mszczonów stał się nowoczesnym, demokratycznym miastem, szanującym obywatela, a przestał być skansenem PRL-u pod rządami dinozaura, który stara się trzymać za pysk całą gminę.

Radoslaw Botev


Prostownik Mszczonowski, Nr 7/18, sierpień 2010

Mydlenie oczu

Po moim ostatnim wystąpieniu w Prostowniku na temat opłat za energię cieplną w Mszczonowskiej Spółdzielni Mieszkaniowej prezes Geotermii Mazowieckiej Marek Balcer napisał na łamach lipcowego numeru Merkuriusza obszerny artykuł o inwestycjach geotermalnych w naszej gminie. Spośród licznych informacji technicznych pozwolę sobie wyłuskać kilka spraw, które przykuły moją uwagę.

Po pierwsze – winą za wysokie ceny energii niezmiennie obarczany jest Urząd Regulacji Energetyki, zaś sama Geotermia – wedle słów pana Balcera – do niedawna nie miała nawet możliwości doliczania do tych cen jakichkolwiek zysków. Prosiłbym zatem pana Balcera, aby wyjaśnił członkom MSM, w jaki sposób finansuje się Geotermia, skoro wszystkie opłaty za ciepłą wodę – jak można wywnioskować ze sposobu przedstawiania faktów w artykule – idą tylko na pokrycie technicznych wydatków? Czy istotnie Geotermia Mazowiecka jest instytucją charytatywną, a członkowie jej Rady Nadzorczej (w tym burmistrz Kurek) pracującymi społecznie wolontariuszami?

Po drugie – artykuł o geotermii jest już drugim artykułem na łamach Merkuriusza, zachwalającym postępy ekologiczne gminy Mszczonów. Rzeczywiście pod tym względem nie można przekreślać projektu geotermii. Rozumiem też, że za czyste środowisko trzeba też czasem trochę zapłacić – zastanawiam się jednak, czemu władze gminy od początku nie mówiły tego wprost mieszkańcom osiedli MSM, tylko obiecywały niższe koszty za ogrzewanie i ciepłą wodę, a teraz chwalą się nieistniejącymi osiągnięciami w tym zakresie? I dlaczego wszyscy zainteresowani: prezes Geotermii Mazowieckiej Marek Balcer, prezes MSM - radny Wojciech Horbot oraz członek Rady Nadzorczej Geotermii Mazowieckiego Józef Grzegorz Kurek stosują taktykę „co złego, to nie my”, zrzucając winę na Urząd Regulacji Energetyki, który przecież nie ustala cen wedle własnego widzimisię, lecz w oparciu o obowiązujące przepisy i przedłożoną dokumentację, zatem jego decyzje można było od początku przewidzieć?

Wreszcie po trzecie - skoro jest tak cudownie, jak wskazywałaby na to litania zasług władz gminy w Merkuriuszu Mszczonowskim i Życiu Żyrardowa - to czemu nasi samorządowcy wciąż mają istotny problem z „czarną propagandą”? Bo chyba nie są to tylko „puste hasła”, jak chciałoby tego sierpniowe wydanie Życia Żyrardowa, skoro trzeba o ich istnieniu wspominać już nie tylko w gminnej, ale i w powiatowej gazecie?

Wszystko to sprawia, że po lekturze Merkuriusza Mszczonowskiego jak zwykle mam poczucie typowego dla władz naszej gminy, mniej lub bardziej chytrego „mydlenia oczu” mieszkańcom. Dlatego z mieszanymi uczuciami reaguję także i na obietnicę budowy wodociągów i chodników w Lutkówce i Bobrowcach. Odbieram je także jako wynik działalności opozycyjnej przeciwników obecnej ekipy rządzącej, bo władze gminy boją się o wynik nadchodzących wyborów i wreszcie zaczęły robić coś dla ludzi. Pokazuje to tylko, że mieszkańcy powinni walczyć o swoje – tylko wtedy coś dostaną. Ech, szkoda tylko, że tak rzadko są u nas wybory.

Radosław Botev


Prostownik Mszczonowski , Nr 6/17, czerwiec 2010

Za co płacą członkowie Mszczonowskiej Spółdzielni Mieszkaniowej?

W majowym numerze Merkuriusza Mszczonowskiego ukazał się artykuł zachwalający osiągnięcia burmistrza Józefa Grzegorza Kurka w czasie dwudziestu lat samorządności. Uwagę zwraca przede wszystkim nacisk na udowodnienie zasług władz gminy w dziedzinie ekologii – wspomniano między innymi selektywną zbiórkę odpadów czy też nowoczesne techniki umożliwiające oszczędności w zużyciu energii. Mszczonów, widziany oczami autorów tekstu – którzy jak zwykle wstydzili się podpisać – jawi się niemal jako zielona oaza na mapie Polski.

Nie umniejszając niewątpliwych korzyści, jakie w dziedzinie ekologii przyniosła gminie budowa geotermii i związana z nią likwidacja starych, wyeksploatowanych kotłowni, pozwolę sobie polemizować z samym faktem poczynionych w ten sposób oszczędności. Przypominam, iż mszczonowska geotermia miała w swoim zamyśle przyczynić się do znacznego obniżenia cen za energię.

Wystarczy jednak odwrócić kartkę w tym samym numerze Merkuriusza, aby trafić na sprawozdanie z Walnego Zgromadzenia Członków MSM. Wśród tematów poruszanych na zgromadzeniu znalazła się między innymi cena ciepłej wody i centralnego ogrzewania. Powstaje więc pytanie, co stało się z ambitnymi planami oszczędności w tym zakresie? Za co właściwie płacą mieszkańcy Mszczonowa, skoro geotermia przynosi tak duże oszczędności, jak chcieliby tego autorzy artykułu?

Nasuwa się pytanie, czy wobec faktu, iż największym udziałowcem Geotermii Mazowieckiej jest gmina Mszczonów, wysokie ceny energii nie mają przypadkiem załatać dziury budżetowej gminy, powstałej w wyniku niegospodarnego zarządzania jej finansami przez burmistrza i radnych? I czy w obecnej sytuacji prezes Geotermii Marek Balcer powinien wydawać pieniądze mszczonowian na współorganizowanie Pikniku Energetycznego w Żyrardowie? A może mieszkańcy Mszczonowa dokładają się też do wiecznie zachwalanych przez burmistrza, lecz niestety nieopłacalnych term mszczonowskich?

Burmistrz Kurek – sam przeciw wszystkim?

Bezcelowe wydają się jednak moje utyskiwania, dopóki na czele gminy stoi człowiek, któremu przeszkadzają już nie tylko mieszkańcy, ale który dosłownie wszędzie wokół widzi tylko wrogów. Oto bowiem Józef Grzegorz Kurek oświadczył w sponsorowanym niewątpliwie z naszych pieniędzy wywiadzie na łamach Głosu Żyrardowa, iż rząd Rzeczypospolitej świadomie rzuca kłody pod nogi samorządom, by te nie okazały się skuteczniejsze od rządu. Pomijając już nawet kompletnie odrębny zakres kompetencji rządu i samorządów, sprawiający, iż logiczną niemożliwością jest porównanie ich skuteczności, takie stawianie sprawy – czynienie z siebie jedynego sprawiedliwego, który samotnie występuje przeciw całemu światu w obronie własnej, jedynie słusznej wizji – to już nie tylko dowód hipokryzji i zakłamania burmistrza, lecz kliniczny wprost przypadek manii wielkości połączonej z fobią prześladowczą, które obydwie wymagają w moim odczuciu niezwłocznej interwencji psychiatrycznej.

Radosław Botev


Prostownik Mszczonowski, Nr 3/14, marzec 2010

Pytania mieszkańca gminy

Od czasu, kiedy w styczniowym numerze Merkuriusza Mszczonowskiego niejaki książę Antyprostownik z wielkim szumem zapowiedział prostowanie treści naszej gazety, minęły już prawie dwa miesiące. Jednak chociaż w tym czasie ukazały się już dwa numery Merkuriusza, jak zwykle pełne bałwochwalczych peanów na cześć burmistrza i Rady Gminy, po zapowiedzianych polemikach ani widu, ani słychu. Jako współautorowi Prostownika pozostaje mi się zatem tylko cieszyć – najwyraźniej wydający Merkuriusza Urząd Miejski w Mszczonowie uznał, że w Prostowniku nie ma czego prostować, a wszystkie nasze artykuły są całkowicie zgodne z prawdą.

Co dalej ze śmieciami?

Ciekawy z punktu widzenia moich wcześniejszych wystąpień artykuł ukazał się natomiast w innej lokalnej gazecie, a mianowicie w szóstym numerze Życia Żyrardowa. Artykuł ten, tym razem już nie anonimowy, lecz podpisany przez redaktora Tadeusza Sułka, stawia istotne pytanie o przyszłe losy naszych odpadów po zamknięciu wysypiska w Słabomierzu. W artykule tym przytoczona została wypowiedź Krzysztofa Zawadzkiego – dyrektora Wydziału Ochrony Środowiska w Starostwie Powiatowym w Żyrardowie, który za jedyne słuszne rozwiązanie problemu śmieci uznał budowę zakładu utylizacji odpadów na naszym terenie. Jak słusznie zauważył pan Zawadzki – jeśli my nie wybudujemy takiego zakładu u siebie, zrobią to inni i właśnie ci inni będą przyjmować nasze śmieci. Inni, czyli jak rozumiem, inne gminy i powiaty. Zdaniem pana Zawadzkiego ci inni są rozsądni i gospodarni, bo zbiją na śmieciach interes ze szkodą dla Mszczonowa.

Osobiście byłbym jednak ostrożny w wysuwaniu takich wniosków. W jakiż to bowiem sposób gmina, na której terenie prywatny inwestor postawi zakład utylizacji śmieci, będzie mogła ustalać ceny za spalanie? Oczekiwałbym, aby władze naszej gminy – które niejednokrotnie już starały się nam zamydlić oczy widmem niebotycznych zysków z kolejnej chybionej inwestycji – wyjaśniły wreszcie, czy w przypadku budowy u nas spalarni gmina Mszczonów będzie współdecydowała o polityce zakładu, czy też prywatny inwestor wraz ze swoim zarządem i tak będzie dyktował ceny wszystkim naokoło (tak jak robi to Geotermia Mazowiecka S.A., której współudziałowcem jest gmina Mszczonów i Mszczonowska Spółdzielnia Mieszkaniowa, a burmistrz Kurek dobrze opłacanym członkiem rady nadzorczej)?

A jeśliby gmina Mszczonów miała wraz z innymi gminami współfinansować budowę zakładu, to czyż nie powinna w zamian oczekiwać niższych cen za spalanie śmieci? Tylko wtedy czemu taki – współfinansowany przez naszą gminę zakład – miałby powstać akurat w Mszczonowie? Skoro zdaniem pana Zawadzkiego wszystkie gminy i powiaty naokoło pragną budować spalarnię u siebie, a żadna z tych gmin nie sfinansuje takiego projektu samodzielnie, to czemu właśnie Mszczonów ma być zbawieniem całego Mazowsza? Czyżby zabrakło w województwie mazowieckim gmin przemysłowych, żeby zakład taki trzeba było lokalizować akurat w zagłębiu rolniczo-sadowniczym, w sąsiedztwie kilku rezerwatów przyrody? W obecnej sytuacji „racją stanu” naszej gminy powinno być porozumienie się z jedną z gmin przemysłowych na Mazowszu w celu wspólnej budowy spalarni właśnie w takiej gminie. Niech więc zatem istotnie inni budują u siebie, niech do siebie zwożą śmieci, a my wykażmy się sprytem i dalekowzrocznością: wesprzyjmy ich w tych wysiłkach, a w zamian wynegocjujmy niższe koszty wywozu śmieci z Mszczonowa i okolic.

Jest tylko jedno pytanie: czy przy zadłużeniu ponad 20 mln złotych gminę Mszczonów stać na współfinansowanie jakiejkolwiek inwestycji?

Radosław Botev


Prostownik Mszczonowski, Nr 12, luty 2010

My się władzy nie boimy, niech się władza boi nas

W grudniu 2009 odbyło się w Mszczonowie spotkanie mieszkańców gminy z posłanką Julią Piterą. Tematyka rozmów koncentrowała się głównie wokół problemu spalarni. No, właśnie – problemu spalarni, czyli właściwie czego? Oto bowiem burmistrz oświadczył, iż wobec silnego sprzeciwu mieszkańców Mszczonowa wspaniałomyślnie odstąpił od zamiaru budowy spalarni. Pamiętając jednak, jak bardzo burmistrz ubolewał na ostatnich spotkaniach nad chwilowym brakiem inwestora, nie mogłem oprzeć się wrażeniu, iż to bynajmniej nie poszanowanie woli mieszkańców legło u podstaw takiego oświadczenia. Kiedy bowiem znajdzie się inwestor, co wówczas zrobi nasz wielki demokrata Józef Grzegorz Kurek? Czy dalej będzie tkwił w taktycznym odwrocie, czy też jak dobry strateg, uśpiwszy czujność przeciwnika, uderzy z zaskoczenia, wcielając w życie swoje niecne plany? I biada wówczas mszczonowianom, którzy ośmieliliby się skorzystać ze swoich obywatelskich praw – wystarczy przecież jedynie domagać się od burmistrza i Rady Gminy wydawania decyzji zgodnych z prawem, aby usłyszeć, że się tym szkodzi gminie (zob. oświadczenie burmistrza i Rady Miejskiej z dnia 30.04.2009, [w:] Merkuriusz Mszczonowski, czerwiec 2009, str. 3), a gdyby ktoś zapragnął sięgnąć po najwyższą demokratyczną formę społecznych ustaleń, jaką jest referendum, wówczas staje się w oczach burmistrza przestępcą, którym winny zająć się organy ścigania.

Zapewnieniom o odstąpieniu od zamiaru budowy spalarni tym bardziej nie sposób dać wiary, iż burmistrz zdążył już wcześniej udowodnić swój kunszt w omijaniu prawdy. Poprosiłem bowiem posłankę Piterę o komentarz do słów burmistrza o rzekomym bankructwie państwa polskiego, którym burmistrz usprawiedliwił zły stan finansów gminy. Wedle zapewnień Julii Pitery Polska nie tylko nieźle poradziła sobie z kryzysem finansowym, ale i na pewno nie zalega gminom z żadnymi ustawowymi wypłatami. Zatem burmistrz – obarczając rząd polski winą za własną niegospodarność i brak pieniędzy m.in. na gminne zapomogi – zwyczajnie, ordynarnie okłamał mieszkańców. Gdyby nie powaga sytuacji należałoby zatem pogratulować opanowanej do perfekcji sztuki dezinformacji w iście peerelowskim stylu.

Nuta nostalgii za minioną epoką pobrzmiewała także w wystąpieniu przewodniczącego Rady Łukasza Koperskiego, gdy ten wyraził swoje zdziwienie społecznym oporem wobec spalarni, skoro nikt swego czasu nie protestował przeciw budowie Keramzytu. Odpowiadając panu przewodniczącemu pragnę zauważyć, iż nie można żyć w kapitalizmie i jednocześnie rządzić jak za komuny. Społeczna świadomość zagrożeń ekologicznych, jak również poczucie obywatelskiej odpowiedzialności za losy gminy są dziś o wiele większe niż przed z górą czterdziestu laty, kiedy powstawał Keramzyt. Zastanawiające jest także, dlaczego pan Koperski jako rodowity mszczonowianin, tak uparcie promuje projekty szkodliwe dla miasta i gminy. Czyżby i on upatrywał w tym własnej, prywatnej korzyści? Czy przy okazji spalarni odpadów medycznych powstanie w Mszczonowie także krematorium, z którego zyski czerpać będzie pan Koperski?

Jest jednak nadzieja dla Mszczonowa – oto bowiem burmistrz miał okazję naocznie się przekonać, że mieszkańcy przestali się go bać: publicznie zarzucono mu mściwość i wypomniano stosowanie represji. Pozostaje mi zaapelować także do radnych, aby i oni nie trzęśli portkami przed burmistrzem, gdy ten manipuluje faktami lub wręcz kłamie mieszkańcom w żywe oczy.

Wobec rosnącej w siłę mszczonowskiej opozycji nie powinien dziwić nas fakt, iż burmistrz – czując, jak grunt płonie mu pod stopami – szuka sobie dzisiaj nowej posady: oto przyjęto go do Narodowej Rady Rozwoju przy Prezydencie Rzeczypospolitej Polskiej. Z całego serca życzę zatem burmistrzowi, żeby swoich porad dla głowy państwa nie musiał się później wstydzić przed Narodem, a po spotkaniach z opinią publiczną nie musiał rugać ustawionych dyskutantów, gdy ci – tak jak na ostatnim spotkaniu z Piterą – zawiodą go w kierowaniu rozmowy na bezpieczniejsze dla niego tory.

Radosław Botev

Książę Antyprostownik broni burmistrza

W styczniowym wydaniu Merkuriusza miałem przyjemność przeczytać polemikę wobec mojego artykułu z dziesiątego numeru Prostownika. Na wstępie pozwolę sobie wyrazić krótkie ubolewanie, że niemal cały wysiłek intelektualny autora poszedł na wyłapywanie literówek w moim tekście, nie zaś na merytoryczną debatę, na jaką miałem nadzieję. Oto bowiem jaśnie wielmożny książę Antyprostownik – któremu widać nawet odwagi nie staje, by w Gminnym Biuletynie Informacyjnym, pod patronatem i opieką władz gminy, stanąć naprzeciw mnie z otwartą przyłbicą i sygnować się własnym nazwiskiem – aż siedmiokrotnie wytknął błąd redakcji Prostownika w wyrazie „magister”. Mości książę – ja i u waszmości znalazłem literówki – czy sądzisz waść jednak, iż warte są one uwagi mieszkańców Mszczonowa?
Nie marnując zatem papieru na nieważkie błahostki, pozwolę sobie zbyć milczeniem niedoskonałości edycyjne obu gazet mszczonowskich i przejść do spraw istotniejszych. Wypada mi podziękować mojemu adwersarzowi tak za propagowanie mojego nazwiska, jak i cytowanie mojego tekstu w gminnej gazecie. Tym większa jednak żałość ściska moje serce, że tak marnie wypadła u jego wysokości księcia Antyprostownika sztuka rozumienia tekstu. Toż to nie ja obrażam sąsiadów, lecz pan burmistrz traktuje nas jak pospólstwo, gdy zamiast spełnić swe obietnice i uczynić z gminy krainę mlekiem i miodem płynącą, rzuca nam marne ochłapy, sam zaś biesiaduje za nasze pieniądze przy suto zastawionym stole. Nie jestem także wróżką, gdyż wówczas z miejsca odwróciłbym czar, który części mieszkańców wciąż każe postrzegać burmistrza jako dobroczyńcę, i odsłoniłbym ich oczom jego prawdziwe oblicze zachłannego łgarza, krętacza i manipulatora. Nie brak mi jednak daru obserwacji i zdolności wyciągania wniosków, władny więc jestem trzeźwo spojrzeć na dalsze kroki naszych włodarzy. Na ile moje wnioski są trafne – to już poddaję pod osąd mieszkańców gminy.
Dziękuję także wielmożnemu księciu Antyprostownikowi za dobre rady, bym wystrzegał się w mych felietonach pisania ludziom prawdy po latach karmienia ich przez burmistrza kłamstwami i obłudą. Z dobrych rad korzystam, postanowiłem więc poczytać sobie, jakiejż to straszliwej zbrodni dopuściłem się na szkodę osoby publicznej i za co zatem stanąć mogę przed sądem. Niewątpliwie istotną rolę odgrywa tu ochrona czci naszych samorządowców. Rzecz w tym, mości książę, że zgodnie z utrwalonym orzecznictwem osoby publiczne, a zwłaszcza politycy (w tym samorządowcy), przygotowane być muszą na krytykę większą niż osoby prywatne – wynika to z prawa obywateli do nadzoru nad władzą i oceny jej poczynań. Mniejsza jest zatem ochrona burmistrza i radnych niż zwykłego szarego człowieka, zasadne jest więc, aby książę Antyprostownik nie szafował pojęciem zniewagi osoby publicznej, którego znaczenie – mam wrażenie – nie do końca zrozumiał.
Gdyby zaś któraś z osób publicznych zechciała kompromitować się dalej i sprawdzić sądownie, czy aby nie przekroczyłem granic wolności wyrażania opinii, to bardzo proszę: przyjmuję wyzwanie – stanę w szranki. Tym bardziej, że i ja swoje mogę wytoczyć armaty: tak się bowiem składa, że pan burmistrz, publicznie zarzucając mi brak wykształcenia, popełnił w moim odczuciu przestępstwo zniesławienia. Proponowałbym jednak – choćby dla zachowania dobrego imienia naszej gminy – aby pan burmistrz i jego poplecznicy, zamiast swoim zwyczajem ciągać niewygodnych im ludzi po sądach i prokuraturach, ukierunkowali troskę o moją przyszłość na dbałość o właściwy rozwój gminy, której jestem mieszkańcem.

Radosław Botev


Prostownik Mszczonowski, Nr 10, grudzień 2009

Wybory tuż, tuż – władza w terenie,

czyli burmistrz obraża i wygania mieszkańców gminy


W dniu 1 grudnia 2009 roku miałem okazję uczestniczyć w spotkaniu burmistrza i Rady Gminy z mieszkańcami okręgu wyborczego Lutkówka.

Z żalem stwierdzam, iż w czasie spotkania dominował typowy dla burmistrza Józefa Grzegorza Kurka rynsztokowy poziom dyskusji, obfitujący w prostackie wręcz wypowiedzi w stylu „Jak się komuś nie podoba, niech się wynosi z gminy”. Odpowiadając panu burmistrzowi, wyjaśniam zatem, iż dla mnie istotnie nie jest to większy problem wyprowadzić się z gminy, a nawet – wedle sugestii pana burmistrza – przenieść się do innego kraju w Europie. Pragnę jednak przypomnieć panu burmistrzowi po dwudziestu latach piastowania przez niego tej funkcji – o czym pan burmistrz najwyraźniej był łaskaw zapomnieć – iż jego obowiązkiem jest zadbać, aby wykształceni ludzie nie musieli od nas wyjeżdżać. Gmina nie jest też prywatnym folwarkiem, w którym burmistrz i Rada Gminy mogą sobie swawolić za mocno wygórowane pensje z naszych podatków i nie liczyć się przy tym z naszym zdaniem. Dlatego jako obywatel wypraszam sobie tego typu wypowiedzi przedstawiciela mojej gminy i sądzę, że nie jestem w tym względzie osamotniony.

Również w odpowiedzi na moje szczere obawy o ewentualne skażenie gminy niebezpiecznymi wyziewami z planowanej przez burmistrza spalarni, pan burmistrz raczył odnieść się do mojego poziomu wykształcenia i z właściwą sobie prymitywną złośliwością zasugerować, jakobym nie posiadał wiedzy ze szkoły średniej nawet na poziomie dostatecznym. Zdaniem burmistrza wszelkie odpady spalone w temperaturze powyżej 1200 stopni stają się bowiem w cudowny sposób obojętne dla środowiska. Ponieważ chemia środowiskowa istotnie nie jest dziedziną, w której się specjalizuję, po tak buńczucznie wygłoszonej krytyce pana burmistrza postanowiłem się douczyć – zajrzałem w tym celu między innymi do raportu „Spalanie śmieci a zdrowie” Uniwersytetu w Exeter (M. Allsopp, P. Costner, P. Johnson : 2001, Incineration and Human Health, University of Exeter, ISBN 90-73361-69-9) na temat aktualnego stanu badań w zakresie wpływu spalania śmieci na zdrowie człowieka. Wbrew uspokajającym zapewnieniom burmistrza przeczytałem tam o dwukrotnie wyższej zapadalności na choroby nowotworowe u dzieci z obszarów położonych w pobliżu zakładów wysokotermicznego spalania śmieci, a także o wyższej zapadalności na choroby dróg oddechowych czy o zwiększonej podatności alergicznej miejscowej ludności (str. 9-10 raportu). Wprawdzie część powstających w wyniku spalania toksycznych dioksyn można neutralizować, jednak powstaje wtedy problem składowania pyłów z samej spalarni, z których zanieczyszczenia mogą się dostać do wód gruntowych i na pola uprawne.

W świetle powyższego zasadna wydaje mi się prośba, aby pan magister inżynier Kurek, zanim znowu obrazi któregoś z mieszkańców gminy, wykazał się wiedzą z zakresu szkoły średniej większą niż moja w jego mniemaniu – a więc przynajmniej wiedzą na poziomie oceny dostatecznej – i wskazał naukowe źródła swoich twierdzeń. Na wyjaśnienie zasługuje także fakt, czemu – wobec tak oczywistej zdaniem burmistrza nieszkodliwości wyziewów ze spalarni – pierwotny jej projekt (metoda pirolizy) nie uzyskał swego czasu akceptacji Ministra Środowiska. Czyżbym nie tylko ja, ale i specjaliści w Ministerstwie nie dorastali swoją wiedzą do pięt już nie tylko wszechwładnemu, ale i wszechwiedzącemu Burmistrzowi? Czyżby nie poznali się na jego supernowoczesnych sposobach utylizacji śmieci?

Burmistrz najwyraźniej słyszał w szkole średniej tylko o dwóch najprymitywniejszych metodach pozbywania się odpadów – składowaniu i spalaniu, podczas gdy wbrew głoszonym przez niego tezom na świecie powoli odchodzi się już tak od jednego, jak i od drugiego. Przykładowo według raportu niemieckiego Ministerstwa Środowiska (BMU : 2005, Müllverbrennung – ein Gefahrenherd? Abschied von der Dioxinschleuder) dzięki zainicjowanym już w latach osiemdziesiątych (sic!) akcjom protestacyjnym przeciw szkodliwemu spalaniu śmieci obecnie 55% odpadów z gospodarstw domowych w Niemczech przerabiana jest na biopaliwo oraz papier i szkło z odzysku. Nie jest zatem prawdą twierdzenie burmistrza, iż mamy wybór jedynie między prymitywnym składowaniem i rzekomo supernowoczesnym spalaniem. Ponadto w warunkach naszej gminy zasadniejsza od budowy spalarni byłaby akurat raczej inwestycja w oczyszczalnię ścieków na Okrzeszy oraz w promocję walorów przyrodniczych gminy, co w dalszej perspektywie przyniesie nam korzyści nawet mimo nieco wyższych nakładów na wywóz śmieci.

Przypomnę też, iż pan burmistrz tłumaczy swoją decyzję o likwidacji pojemników na śmieci w naszej gminie faktem, iż wrzucane tam były worki ze śmieciami z gmin ościennych. Jego decyzja skutkuje teraz zaśmiecaniem lasów i rowów, na co zresztą zwracali uwagę uczestnicy spotkania. Ciekawe, że alternatywą ma tu być budowa spalarni, w której płonąć będą odpady już nie tylko z sąsiednich gmin, ale i z całego Mazowsza z Warszawą włącznie. Powstaje pytanie – kto bardziej zyska na takim przywożeniu przez burmistrza nowych śmieci do naszej gminy: czy aby na pewno mieszkańcy, czy może sam burmistrz, który – idę o zakład – przypadkowym zbiegiem okoliczności zasiądzie w radzie nadzorczej swojej spalarni? A co zrobi nasz dobroczyńca Józef Grzegorz Kurek, kiedy już się obłowi na niszczeniu gminy? Czy podzieli razem z nami los mieszkańca zatrutego miasta i gminy? Nie, on sobie zapewne zbuduje willę wśród gór i lasów daleko od Mszczonowa!

Zauważyć jednak należy także kilka dobrych posunięć burmistrza, takich jak rozpoczęty właśnie remont ośrodka zdrowia w Osuchowie, rozbudowa przedszkola w Mszczonowie czy modernizacja kilku lokalnych dróg w gminie. Tylko czy to jest powód, żeby wylewnie dziękować burmistrzowi, gdy ten przed wyborami wziął się wreszcie do roboty i stara się połechtać tym mieszkańców niczym średniowieczny feudał pańszczyźniane pospólstwo? Toż burmistrz nie robi nikomu łaski inwestując w gminę – jest to jego obowiązek i gdyby się z niego wywiązywał przez całą kadencję, zamiast dbać o własny stołek, może nie musiałby teraz jeździć po wsiach, żeby za milczącą zgodą radnych znieważać mieszkańców, najwyraźniej ze strachu o wynik najbliższych wyborów.

A wybory samorządowe czekają nas już w 2010 roku. W najbliższym czasie mieszkańcy gminy Mszczonów będą więc musieli sobie odpowiedzieć na pytanie, kogo pragną mieć u władzy – oderwanych od rzeczywistości, dbających głównie o własny portfel średniointeligentnych prostaków i prymitywów pokroju Józefa Grzegorza Kurka, czy też mądrych ludzi, których burmistrz swoimi działaniami tak usilnie stara się pozbyć z gminy.

mgr Radosław Botev

Czytaj oficjalną wersję wydarzeń ze spotkania w Lutkówce


Powrót na stronę główną

Copyright (c) 2009-2010 by Radosław Botev. Wszelkie prawa zastrzeżone.